Film Mateusz Grzesiaka pokazuje największe kłamstwo samorozwoju. I nie, nie uważam, że „samorozwój” jest zły. Uważam natomiast, że nie ma czegoś takiego jak „przepis na sukces”. Problem polega na tym, że to kłamstwo jest powtarzane najczęściej przez różnych „psychologów samorozwoju”.
Otóż, każdy z nas jest inny. Mamy inny start, inne charaktery, inne predyspozycje. Efektem czego jest fakt, że każdy z nas musi dokonać innych czynności, aby ten sukces osiągnąć.
Bardzo mi się nie podoba polaryzowanie i szukanie prostych rozwiązań. Albo są ludzie, którzy zwalają wszystko na innych, albo są kowale własnego losu? A to nie można być pomiędzy? Widzieć swoje błędy oraz widzieć, że w niektórych kwestiach nie można było się zachować inaczej, z jakiegoś konkretnego powodu (najczęściej: z powodu rodziny?).
Trzeba również nadmienić, że szeroko pojęty sukces, nie oznacza, że będzie się szczęśliwym. Naszym priorytetem w życiu winno być osiągnięcie względnego/subiektywnego szczęścia, które nie powinno być w sprzeczności ze szczęściem innych. A nie „osiąganie sukcesu na siłę”.
Dlaczego tak pluje na ten filmik? Bo sam dałem się złapać w tę pułapkę. Sam twierdziłem to, co Grzesiak w tym filmiku. I po prostu czuje się oszukany.
Jaką mam zatem alternatywę? Sceptycyzm, ale nie ignorancję. Czyli bierzesz czyiś model, który się udał i sprawdzasz na sobie. Jeśli dany model się nie sprawdza, to odrzucasz. Jeśli masz pomysł na nowy model, to go spróbuj. Ale zawsze zmieniaj swoje działanie i oceniaj efekty.
Pamiętaj również, że „to co widzisz nie zawsze oznacza prawdy”. To, że nie widzisz powietrza, nie znaczy, że go tam nie ma. To, że przez 3 dni pada kiedy bierzesz parasol z domu, nie oznacza, że czwartek też będzie padało. I tak dalej. (polecam poczytać o błędach logiczny i poznawczych).
Tyle w temacie „samorozwoju”.